środa, 8 maja 2013

Blog hokejowy bierze pod lupę

W kwietniu uwaga wszystkich zwrócona była w stronę Doniecka. Mimo problemów, jakie bez przerwy targają naszym hokejem, optymizm w narodzie nie zginął. Swojej szansy szukaliśmy patrząc przez pryzmat wygranej z Ukrainą podczas turnieju EIHC oraz w magii duetu Zacharkin - Bykow, który miał za zadanie, w trybie natychmiastowym, zaczarować naszą rzeczywistość.

Kolejny rok na dnie


Życie to nie bajka i hokeiści okazali się być odporni na zaklęcia. Przez turniej przeszli niemrawo, a strachu napędziła im nawet Rumunia z Estonią. Holendrzy z kolei urwali punkt gospodarzom, co rozbudziło nasze nadzieje przed decydującym spotkaniem. Spotkaniem, z osłabioną ponad miarę Ukrainą - jej najlepsi zawodnicy zostali zatrzymani w klubach, a kontuzje, doznane już podczas mistrzostw, wykluczyły następnych. Biało-czerwoni, mimo prowadzania 2:0, po świetnej pierwszej tercji stanęli i stracili pod rząd 4 bramki. Na nic zdało się ciężkie zgrupowanie na Stadionie Zimowym w Tychach, którego klimat miał odpowiadać temu w hali Drużba - Polacy, tak samo jak przed rokiem, przegrali awans w ostatnim meczu.

Triumfować mogli Ci, którzy zarzucali trenerom złą selekcję - w końcu najskuteczniejszym zawodnikiem w naszej ekipie (ex aequo z Marcinem Koluszem) został sanocki obrońca Paweł Dronia, a sprzed telewizorów mecze obserwowali król strzelców ligi - Mikołaj Łopuski oraz jedni z najlepiej punktujących - Rzeszutko, Różański i Danieluk.

Po porażce Igor Zacharkin mówił, że zawodnicy przestraszyli się szansy. Sami zainteresowani zaprzeczali i oceniali występ pozytywnie. I tylko Dronia przyznał, że to nie był rewelacyjny turniej, a do wygranej zabrakło doświadczenia i liderów, którzy wzięliby ciężar gry na siebie.

Od Ukrainy, pogrążonej w takim kryzysie, że tamtejsi dziennikarze stawiali naszą PLH za wzór, byliśmy gorsi nie tylko na lodzie. Prezes PZHL uznał 15-letni plan odbudowy polskiego hokeja, warty 1 mld dolarów i przedstawiony mu przez rosyjskich trenerów, za nierealny. Tymczasem Mariusz Czerkawski wspominał, że nasi sąsiedzi na samą infrastrukturę wyłożą wkrótce milionów dwieście.

Kobiety i młodzieży też bez awansu

Prezes Hałasik nie spełnił swoich obietnic z początku kwietnia, kiedy mówił, że celem jest awans przynajmniej jednej reprezentacji. Nasze panie, które zaczęły międzynarodowe występy dwa lata temu i wygrywały kolejno turnieje w Bułgarii i Korei Południowej, tym razem w Auckland, po dwóch zwycięstwach na początek, zjeżdżały z lodu wyłącznie pokonane. Zajęły przedostatnie miejsce i za rok ponownie czekają je pojedynki na czwartym szczeblu rozgrywek.

Z kolei U18 pod wodzą Andreja Parafionowa, który przed objęciem naszych reprezentacji prowadził młodzieżową kadrę Rosji, wygrała na inaugurację ze spadkowiczem - Japonią i mimo lania, jakie urządzili im Austriacy (8:1), zachowała szansę na awans. Niestety, w ostatnich minutach boju z Kazachami, Ci strzelili dwie bramki i wygrywając 5:4 sami zapewnili sobie grę w Dywizji I Grupie A. Jest to jednak dobry prognostyk na przyszłość - przed rokiem, również w Tychach, U20 zajęła identyczne 4. miejsce, by w grudniu na Ukrainie świętować awans na drugi poziom rozgrywek.

Na podbój Europy?

Parafrazując słowa kibicowskiej przyśpiewki: "nie dla nas dziś Europy smak". Projekt Olivii Gdańsk, który istniał tylko na papierze, pozostanie na nim co najmniej przez następny rok. Najwięcej stracą na tym nasi młodzi hokeiści, którzy mieli załapać się do WHL i MHL. Jak widać, działanie na rzecz rozwoju polskiego hokeja, Antanasowi Sakavickasowi i tajemniczym sponsorom, bez KHL przestało się opłacać. Do najlepszej europejskiej ligi przyjęto nowy (i bezimienny) klub z Władywostoku, za którym stały legendy rosyjskiego hokeja i chorwacki Medveščak, który od sezonu 2009/10 występował w międzynarodowej lidze EBEL, do której też nikt nie chciał nas przyjąć. Próbowało sosnowieckie Zagłębie, które dzięki kolejnemu tajemniczemu sponsorowi zamierza zawojować Stary Kontynent.

Póki co Europa nie wywiesza białej flagi, bo dodatkowo upadł pomysł występu polskich klubów w słowackiej Extralidze. Mimo poparcia szefa SZĽH, Igora Nemečka, kluby uczestniczące w rozgrywkach odrzuciły tę propozycję. Pozostało tylko trzymać kciuki za Kacpra Guzika, który podpisał wstępną umowę z Donbasem Donieck i jeżeli mu się uda, to bez medialnego szumu będzie jedynym Polakiem, któremu przed następnym sezonem coś z zagranicznego mariażu wyjdzie.

A mówiły jaskółki, że niedobre są spółki

W kraju ostatecznie drgnęło, a nawet tąpnęło. Kluby przez 9 lat zajmowały się (a właściwie udawały, że się zajmują) stworzeniem zawodowej ligi. Nowe władze w PZHL-u miały jednak dość i postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. 26 kwietnia powołały spółkę Polska Hokej Liga, która zarządzać będzie ligowymi rozgrywkami, a w której wszystkie udziały należą do Związku.

Bez utarczek się jednak nie obyło - ci sami ludzie, którzy od 2004 roku milczeli, teraz zabrali głos. Skrytykowali wiceprezesa PZHL, Mariusza Wołosza, który w ostatniej chwili przejął pracę nad martwym projektem z rąk Andrzeja Skowrońskiego (który omal nie wyleciał z tego powodu ze związkowego zarządu), za plany wprowadzenia dzikiej karty oraz za dołączenie młodzieżowej kadry do rozgrywek, mimo że z powodzeniem taki pomysł realizują np. Słowacy. Sami za to zaproponowali… powrót do bonusów. Szczegóły dotyczące nadchodzących rozgrywek mają być podane po konsultacjach z Igorem Zacharkinem i Wiaczesławem Bykowem.

0 razy skomentowano :

Prześlij komentarz

Spodobało Ci się, masz uwagi, a może zauważyłeś jakiś błąd?
Proszę, zostaw komentarz :)