sobota, 14 sierpnia 2010

Sparing GKS Tychy - Kassel Huskies

Niemiecka drużyna zdołała przyciągnąć na trybuny taką publiczność, jakiej nie ma na niektórych meczach ligowych. Zgromadzeni kibice chcieli zobaczyć, jak wygląda poziom hokeja za granicą i... zobaczyli.
Hokeiści z Kassel założyli zasieki na środku tafli, które stanowiły sporą przeszkodę w rozwijaniu skrzydeł przez gospodarzy. Jednocześnie potrafili szybko przejść z obrony do ataku, a defensorzy nie bali się zastąpić kolegów, ochoczo wjeżdżając pod bramkę. Wszystko to sprawiało GKS-owi trudności od samego początku.

Goście objęli prowadzenie w 6. minucie po strzale Bouchera. Wyrównanie przyniosła przewaga wykończona przez Woźnicę i była to jedna z pierwszych rzeczywiście groźnych sytuacji. Na ławkę kar, chwilę wcześniej powędrował Glumac i od tego momentu mecz się zaostrzył - uśpiona do tej pory kanadyjska krew zaczęła dawać o sobie znać.
W 17. minucie Sobecki niepotrzebnie bawił się z przeciwnikiem i w efekcie Sleigher objechawszy bramkę wpakował krążek do siatki. Ale kto wie, czy nie większy błąd popełnił obrońca Huskies, który gumę odbitą za bramką po strzale Heša, z bekhendu wpakował obok słupka.

W drugiej tercji rywal jeszcze podkręcił tempo i tyszanie mieli problemy ze zrozumieniem na czym rzeczywiście polega gra w hokeja. Płynność akcji i sposób poruszania się całej drużyny na myśl nasuwał skojarzenia z baletem rosyjskim. Gospodarze na ich tle wyglądali natomiast, jakby ktoś wysłał ich na pokaz tańca po weekendowym kursie. Rywal był za szybki, a zawodnicy na tyle wyszkoleni technicznie, że trenerzy bez wahania żonglowali składem tak, że ciężko było stwierdzić nie tylko w której piątce dany hokeista gra, ale nawet na jakiej pozycji.
Punktowanie GKS-u zaczęło się od błędu Kotlorza, który dał sobie odebrać krążek, a Fretter z zegarmistrzowską precyzją oszukał Sobeckiego. Po stracie bramki tyszanie nie potrafili na chwilę nawet przejąć krążka, by wyrzucić go na uwolnienie - patrzyli tylko jak ten mija ich raz z jednej, raz z drugiej strony, aż w końcu Melischko postanowił zakończyć zabawę, dostawiając w zamieszaniu kij.
Drużyna z Kassel zostawiła po golu trochę miejsca i pozwoliła tyszanom ruszyć do przodu, tylko po to, by wykorzystać odkrycie się rywala i znów zaatakować - Fretter dobił uderzenie w słupek i przeciwnik odskoczył na trzy bramki.
Wtedy przebudził się do tej pory niewidoczny Korhoň, który w osłabieniu ośmieszył Schmidta i Dücka, ale bramkarz gości wyszedł z tego pojedynku obronną ręką, cudem nie przepuściwszy dobitki Vitka.
Gdy na ławce siedział Kotlorz hokeiści tyscy po raz kolejny nie wiedzieli jak się ustawić i goście mieli okazję na kolejną bramkę - niecodziennej akcji 5 na 2 jednak nie wykorzystali.

Wynik chyba zupełnie satysfakcjonował gości, bo całkiem zwolnili grę w 3-ciej tercji. GKS starał się atakować, lecz defensywa gości uprzykrzała jak mogła życie miejscowym. Gdzie Polak nie może, tam Czecha pośle - w 46. minucie po raz drugi błysnął
Korhoň, który indywidualny popis zakończył uderzeniem w kask Themma.
Był to znak, że trzeba wziąć się do roboty dla... gości. Podrażnieni, że ktoś w ogóle śmie im zagrażać, w ciągu minuty zdobyli dwie następne bramki. W 48 minucie Sobecki wybronił jeszcze strzał Coldewlla. Chwilę później wobec precyzyjnego uderzenia Pielmeiera był już bezradny, a kolejne bilardowe zagranie pod bramką zakończyło się utratą siódmego gola.
W 55. minucie mogło być jeszcze wyżej - Huskies wygrali wznowienie na własnej linii niebieskiej, a Pielmeier błyskawicznie zostawił za sobą tyskich obrońców.

Goście poza pierwszą tercją w pełni kontrolowali przebieg wydarzeń i gdyby przyłożyli się bardziej, mecz zakończyłby się dwucyfrówką. Jednak, mimo i tak wysokiej porażki, publiczność nagrodziła zawodników oklaskami, potrafiąc docenić lekcję hokeja. Trener Šejba dostał jednak spore zadanie domowe do odrobienia.


Sparing, 13.08.2010

GKS Tychy - Kassel Huskies
2:7 (2:2; 0:3; 0:2)

0:1 (5:50) Boucher - Pielmeier - Kramer
1:1 (12:36) Woźnica - Bagiński - Wołkowicz (w przewadze 5/4)
1:2 (16:04) Sleigher (w osłabieniu 4/5)
2:2 (17:26) Heš (w przewadze 5/4)
2:3 (23:02) Fretter - Sleigher - Melischko
2:4 (24:35) Melischko - Glumac
2:5 (30:10) Fretter - Dück

2:6 (47:30) Pielmeier - Sleigher - Cespiva
2:7 (48:32) Ouellette - Klinge
(w przewadze 5/4)

Widzów: 500.
Strzały: .
Kary: 14 (w tym 2 min. techn.) - 12 min.
Sędziowali: Pyrskała, Wolas - Pobożniak, Wolny.

GKS Tychy: Sobecki; Gonera - Śmiełowski, Sokół - Majkowski (2), Kotlorz (2) - Csorich, Heš (2) - Jakeš (4); Vitek (2) - Parzyszek - Paciga, Bagiński - Wołkowicz - Woźnica, Proszkiewicz - Garbocz - Witecki, Maćkowiak, Korhoň.
Trener: Jiří Šejba.

Kassel: Hauser (od 40:01 Themm); Schmidt - Dück, Caldwell (2) - Cespiva (2), Mormina (2) - Kramer, Dinger; Soares - Ouellette - Klinge; Melischko - Keith - Glumac (4), Boucher (2) - Pielmeier - Schmerda, Fretter, Sleigher.
Trener: Dean Fedorchuk.


O meczu napisali: Mecz pokazali: Protokół:

0 razy skomentowano :

Prześlij komentarz

Spodobało Ci się, masz uwagi, a może zauważyłeś jakiś błąd?
Proszę, zostaw komentarz :)