czwartek, 25 lutego 2010

Jeżeli dziś mamy półfinał...

...to GKS gra z Podhalem. I tak jest od kilku sezonów. Najbliższy pojedynek będzie trzecim kolejnym, który ma zadecydować o tym, jaki zespół zobaczymy w finale. A pod rząd obie drużyny zmierzą się po raz czwarty, wtedy to, jedyny sukces Szarotek w tej serii zakończył się ostatnim mistrzostwem utytułowanego zespołu.
Słodki smak zwycięstwa pamiętają lokomotywy dzisiejszej drużyny, František Bakrlík oraz Milan Baranyk. Bakrlík ma jednak więcej miłych wspomnień, bo rok temu ograł swój obecny klub w barwach GKS-u, choć ilość kar, jaką przy tym dostawał mogła budzić wątpliwości, co do przywiązania zawodnika ściągniętego na play-off.

Półfinał sezonu 2007/08 tyszanie zaczęli od falstartu przegrywając przed własną publicznością 5:4. Podhale miało jednak problemy z ustabilizowaniem formy i z kolejnego mistrzowskiego tytułu zostały wspomnienia. Zwycięzca sezonu zasadniczego (jedyny raz w historii) nie pozostawił wątpliwości, że jego miejsce jest w finale, pewnie kończąc batalię w sześciu meczach.

Przed rokiem to nowotarżanie przystępowali do rywalizacji jako lider tabeli, a GKS musiał zadowolić się czwartą lokatą. Było to pokłosie fatalnego startu w lidze, po którym tyszanie i tak wywalczyli najwyższą lokatę, na jaką racjonalnie było ich stać. Że jednak różnica w poziomie obu drużyn nie była aż taka duża, na jaką wskazywałaby tabela, można było się przekonać po zaciętości. z jaką toczyła się wzajemna rywalizacja.
Braki w skuteczności, fenomenalna forma Zborowskiego oraz głupio łapane kary doprowadziły do tego, że w Miejskiej Hali Lodowej gospodarze wygrali oba spotkania. Ale na tym poprzestali. Tyszanie zaczęli grać  pressingiem, z którym nie radzili sobie liderzy Szarotek, a zmęczony Zborowski zaczął popełniać błędy. Jeszcze w piątym meczu wszystko mogło potoczyć się inaczej, bo tyszanie mimo prowadzenia 4:0 omal nie dali się dogonić i na 9 minut przed końcem było tylko 4:3, ale na gola w przewadze Kacířa odpowiedział eks-góral Paciga , którego "eks" uczynił właśnie wspominany wracając z TKH. Po takim spotkaniu tyszan nie mogło spotkać już nic złego, nawet jeśli na udowodnienie tego potrzebne były rzuty karne, z których jedyny skutecznie wykonany był autorstwa Bakrlíka.

W tym sezonie w lidze wzajemne potyczki przynosiły sporo wrażeń. Już w pierwszym spotkaniu na zwycięzcę trzeba było poczekać do 64 minuty i 59 sekundy - ostatnie wznowienie w tercji rywala i Parzyszek wreszcie pokonuje Zborowskiego. Ten ekscytujące polowanie na finalną sekundę miało ciąg dalszy przy kolejnej potyczce - tym razem Zapała zapalił światełko za bramką jeszcze w regulaminowym czasie gry.
Dopiero przed miesiącem złamana została taka prawidłowość, że spotkanie wygrywa gospodarz, co przekłada się teraz na niebagatelne konsekwencje. Do tego czasu na własnym lodzie tyszanie w dwóch kolejnych meczach już w pierwszych minutach pokazywali, kto tu rządzi i kończyli notując wysokie wygrane. Ostatni mecz na Stadionie Zimowym  to jednak inna bajka - tyszanie prowadzili 2:0, a powinni jeszcze wyżej. Uśpiło to ich i wyraźnie zwolnili grę, co wykorzystało Podhale i znów Zapała spowodował, że nie doczekaliśmy się dogrywki, tym razem jednak wykazując brak opanowania - pospieszył się z uderzeniem bo do tego, by na zegarze pojawiło się 59:59 zabrakło mu dwóch sekund.
Decydujący o bonusie dla górali mecz został więc rozegrany na ich terenie, co  skwapliwie wykorzystali po trafieniach Bakrlíka, Baranyka, Kolusza i Voznika.

Siłą Podhala jest atak - mimo odejścia Kubenki czy wieloletniego kapitana Różańskiego, zastąpienia ich młodzieżą daje nadspodziewanie dobre efekty. Dwójka zagranicznych napastników mieści się w pierwszej dziesiątce, a najlepszego tyszanina po sezonie zasadniczym - Ladislava Pacigę wyprzedza jeszcze Voznik.
Dużo gorzej natomiast radzą sobie w destrukcji - w klasyfikacji +/- wśród podstawowych obrońców oprócz Sokoła, Ivičiča wyprzedzają wszyscy. Także bramkarzowi Szarotek daleko chociażby do ubiegłorocznej formy.
Wszystkie te mankamenty obnażyło w pierwszej rundzie JKH, które miało olbrzymią szansę na sprawienie sensacji.

Trzy ostatnie ligowe pojedynki zakończyły się zwycięstwem dzisiejszych gości, dzięki temu jeszcze przed pierwszym gwizdkiem rywale prowadzą już 1-0, ale GKS wcale nie stoi na straconej pozycji. Poprzednie półfinałowe pojedynki także zaczynał od pogoni za rywalem, a kończyło się na jego wyprzedzeniu.

Wyniki ligowych potyczek sezonie zasadniczym 2009/10:

GKS Tychy (2) - Podhale (3) - 2:1d, 3:4, 6:1, 3:4, 6:1, 2:4, 3:4, 2:4.

bilans:
8 spotkań;
3 zwycięstwa GKS-u - 5 Podhala;
punkty - 8:16;
bramki -  27:23.

Wyniki pojedynków w play-off:

1983/84 (o trzecie miejsce) - 0:5, 2:4 (0-2)
1984/85 (pierwsza runda) - 1:8, 1:2 (0-2)
1992/93 (pierwsza runda) - 0:3, 5:2, 2:8 (1-2)
1994/95 (pierwsza runda) - 1:11, 2:6 (0-2)
1998/99 (pierwsza runda) - 0:7, 4:6, 3:13 (0-3)
2000/01 (pierwsza runda) - 0:5, 3:1, 6:0, 5:2 (3-1)
2006/07 (finał) - 1:2, 0:2, 4:3, 1:2, 1:4 (1-4)
2007/08 (półfinał) - 4:5, 3:2, 2:4, 5:1, 3:2, 6:3 (4-2)
2008/09 (półfinał) - 2:5, 2:3, 3:1, 4:3, 6:3, 3:2k (4-2)

bilans:
9 razy spotykały się oba zespoły w play-off - 6 razy to górale awansowali dalej;
13 zwycięstw tyszan - 20 Podhala;
bramki -  86:130.

0 razy skomentowano :

Prześlij komentarz

Spodobało Ci się, masz uwagi, a może zauważyłeś jakiś błąd?
Proszę, zostaw komentarz :)