poniedziałek, 15 lutego 2010

Na co stać tyszan?

W ciągu całego sezonu zespół ze Śląska przeszedł trudną drogę. Na początku zachwycał, by pod koniec popaść w przeciętność, która i tak zaowocowała fotelem wicelidera. Jaką drużynę zobaczymy w rozpoczynającym się play-off?
W ostatnich rozgrywkach droga GKS-u wyglądała inaczej - formy hokeiści szukali przez długi okres, przy okazji zmieniając dwóch trenerów, w tym tego najbardziej utytułowanego, z którym święcili największe triumfy w prawie 40-letniej historii. Ledwie udało im się wejść do szóstki, ale potem poszło jak z górki - powrót na własne lodowisko, zdobycie Pucharu Polski i srebrne medale.

Tegoroczny początek zrobił wrażenie na wszystkich - dopiero Unia Oświęcim położyła kres serii jedenastu zwycięstw z rzędu i przysłużyła się podwójnie (zadecydowało to też o braku bonusu dla GKS-u). Łyżka dziegciu w tym czasie, to wypowiedzi samych zawodników o trudnej sytuacji finansowej klubu, która jednak bardziej mobilizowała do pracy niż deprymowała.
Tyszanie nie grali hokeja na niewiadomo jakim poziomie, ale większość zespołów odbijała się od nich jak od ściany.
Nie na darmo trener Vavrečka po prawie każdym meczu dziękuje zawodnikom, za realizacje założeń taktycznych. Jego gracze nie rzucali się na przeciwnika, nie rozbijali go agresją, nie ośmieszali techniką, ani nie wyprzedzali szybkością. Porównać można ich grę do walca, który sunie powoli, ale którego w drodze do celu nic nie zatrzyma.
Konsekwencja w grze, widoczna od samego początku, a dzięki dobrze przepracowanemu okresowi przygotowawczemu, także do samego końca pozwalała wygrywać. Mało, który zespół był w stanie dotrzymać im kroku.
Ta dyscyplina była widoczna także w obronie - defensorzy grali skupieni i spokojni, jakby pewni swoich umiejętności. Mimo ostatnich wpadek zaowocowało to stratą najmniejszej liczby goli w Grupie A.

Drugi etap, to walka z własnymi słabościami. Kontuzje w znacznym stopniu przetrzebiły skład, ale nie załamały ducha walki. Wyniki mimo problemów ze skompletowaniem zawodników, były lepsze niż można się było spodziewać. Kulminacja nieszczęść miała miejsce w połowie grudnia - w meczu z Naprzodem w boksie musiało usiąść z konieczności siedmiu młodzieżowców, czy dwunastu wychowanków, a w kolejnym spotkaniu z Cracovią było jeszcze gorzej - Galant i Witecki wyjechali na kadrę, a w czasie spotkania Bagiński został odwieziony do szpitala. Kiedy do gry wracał jeden zawodnik, zamiast niego na L-4 szło dwóch innych. W styczniu w obronie grać musiał Maćkowiak z Banachewiczem bo nie dało sklecić się nawet dwóch piątek. Po długich tygodniach walki z przeciwnościami losu zawodnicy ostatecznie skapitulowali - 10 stycznia ostatni raz byli na czele tabeli.

I tu zaczyna się etap ostatni - zapoczątkowany zawstydzającymi porażkami na własnym terenie z JKH i Naprzodem. Potem gra toczyła się w kratkę, z ostatnich 12 spotkań GKS wygrał pięć, w siedmiu ponosząc porażki. Gdyba gra tyszan wyglądała tak przez cały sezon, po pierwszym etapie zdobyliby 23 punkty zajmując ósmą lokatę. Nie jest, więc to poziom, którego można oczekiwać od drugiej, na chwilę obecną drużyny w kraju. Sami zawodnicy spadek formy tłumaczyli zmęczeniem wynikającym przede wszystkim z konieczności gry niepełnym składem przez tak długi okres czasu, oraz przygotowaniami się do pojedynku z Podhalem, jako najistotniejszego w końcówce sezonu zasadniczego. Celu nie udało się osiągnąć, tak samo, jak utrzymać pierwszego miejsca w tabeli. Jaka jest więc pewność, że konsekwencje tylu kontuzji nie przeszkodzą w realizacji kolejnych zamierzeń?

Tylko dziewięciu zawodników wystąpiło w więcej niż 40 spotkaniach. Drugi snajper PLH poprzedniego sezonu stracił z powodu kontuzji 16 spotkań, a na poziom młodych następców trener narzeka, może się więc okazać, że klub znowu ma za krótką ławkę graczy, którzy będą mieli siły i umiejętności na play-off.
Kolejnym problemem jest gra ofensywna - spośród 10 drużyn rozpoczynających sezon w „Ekstralidze” tyszanie zajęli siódmą lokatę ze średnią 3,63 gola na mecz. Brakuje także liderów - najlepszy w tyskich barwach Ladislav Paciga otwiera trzecią dziesiątkę klasyfikacji kanadyjskiej.
Również gra w przewagach pozostawia wiele do życzenia - przez moment wydawało się, że jest lepiej - gra czterema napastnikami przynosiła efekty, ale ostatnio ponownie zaczęła toczyć się w zwolnionym tempie.
Na plus można zapisać grę obrońców, także ich strzeleckie popisy. Dawno już obrońcy nie zdobyli dla tyskiego klubu tylu bramek, mimo, że przez lata występowali tu zawodnicy, którzy w swoich poprzednich, bądź kolejnych klubach swój dorobek potrafili cudownie rozmnożyć. Michał Kotlorz zajmuje ósme miejsce w kanadyjce obrońców, a wszyscy defensorzy ustrzelili aż 25% bramek swojej drużyny.
Arkadiusz Sobecki jest wg statystyki drugim bramkarzem w lidze, ale w tym roku zdarzały mu się też proste błędy, które nieco rzutują na jego wizerunek - kibice przez lata przyzwyczajali się do tego, że reprezentacyjny golkiper jest praktycznie bezbłędny. Ale też zawsze swoje najwyższe umiejętności prezentował w najważniejszej części sezonu, można więc spodziewać się, że i teraz będzie błyszczał.

Jakie oblicze drużyny ostatecznie będziemy mogli obserwować? Czy pewnych swego, konsekwentnie grających zawodników, których przeciwności losu tylko hartują? Czy może drużynę, która szczyt formy ma już za sobą, a ilość kontuzji nie pozwoliła na należyte przygotowania? Dzisiaj o 17 przekona się o tym na własnej skórze pierwszy przeciwnik - oświęcimska Unia.

0 razy skomentowano :

Prześlij komentarz

Spodobało Ci się, masz uwagi, a może zauważyłeś jakiś błąd?
Proszę, zostaw komentarz :)