Od początku obie ekipy nastawiły się przede wszystkim na grę destrukcyjną, doprowadzając ten element do perfekcji, w efekcie groźnych strzałów było jak na lekarstwo, a spotkanie na topie rozgrywane w ten sposób nie mogło porwać publiki.
Trybuny ożywiły się dopiero w sytuacji, kiedy Bagińskiemu udało wymanewrować się trzech rywali. Ciąg dalszy dopisał Sokół, który dostał krążek przed linią niebieską, jednak w ostatniej chwili zrezygnował z uderzenia i podciągnął go bliżej bramki. Mówi się, że lepsze jest wrogiem dobrego, ale chyba tyski defensor nie znał tego powiedzenia, bo na koniec i tak nie dał szans Zborowskiemu.
Tyszanie chcieli chyba rozstrzygnąć mecz w ciągu kilku chwil, bo mało brakowało, a podwyższyć mógł chociażby Witecki, lecz skończyło się na wyrównaniu autorstwa Radwana, którego lekki strzał zupełnie zmylił Sobeckiego.
Druga tercja wcale nie wyglądała inaczej. Sytuacji wartych zapamiętania prawie nie było, bo oprócz gola Parzyszka, który wyłuskał krążek z gąszczu nóg, po uderzeniu Witeckiego, błysnął jeszcze Šimíček, który w osłabieniu dwa razy objechał tercję gości, kradnąc przy okazji cenny czas.
Na 48 sekund przed końcem na ławkę kar zawędrował Jakubik, a tyszanie jakby się obudzili - blisko bramki był Bagiński, a ostrzał artyleryjski przerwała dopiero syrena.
Tradycyjnie już w trzeciej odsłonie gospodarze włączyli wyższy bieg (choć i tak góra trójkę) i "odjechali" przeciwnikowi, a gra zaczęła bardziej przypominać hokej, niż szachy. Witecki i Vítek kontynuowali ostrzał w przewadze, a kolejna kara gości przyniosła uderzenie w słupek Gonery.
Kiedy akurat składy były wyrównane, to i tak tyszanie dłużej utrzymywali się przy krążku, rzadko pozwalając rywalowi na wjazd do własnej tercji. Między wzięciem czasu przez trenera Spišiaka, a zjazdem Zborowskiego, czyli chwilą kiedy Unici na dobre przejęli krążek, minęła ponad minuta, ale od razu zrobiło się gorąco. Na szczęście leżącą przed pustą bramką gumę w ostatniej chwili sprzed nosa Řísze sprzątnął Kotlorz.
Lewoskrzydłowy pierwszego ataku dwie minuty wcześniej również miał bardzo dobrą okazję do zdobycia gola, kiedy to jednym manewrem znalazł się sam na sam z Sobeckim, lecz przeniósł krążek nad poprzeczką.
Poza tymi sytuacjami hokeiści z Oświęcimia zupełnie nie potrafili poradzić sobie w trzeciej tercji z defensywą gospodarzy, ciężko więc mówić im o pechu, nawet jeśli dwa razy było "tak blisko".
6 kolejka, 26.09.2010
GKS Tychy - Unia Oświęcim
2:1 (1:1; 1:0; 0:0)
2:1 (1:1; 1:0; 0:0)
1-0 (13:01) Sokół - Bagiński - Woźnica (sygnalizowana kara)
1-1 (17:09) Radwan - Jakubik
2-1 (35:53) Parzyszek - Witecki -Vítek
Odśwież stronę (F5) jeśli diagram się nie pojawi.
Widzów: 1500.
Strzały: 28 - 20 (11:6, 5:8, 12:6).
Kary: 6 - 8 min.
Sędziowali: Kępa - Klich, Wieruszewski.
GKS: Sobecki; Gonera - Mejka, Sokół - Śmiełowski, Kotlorz - Csorich, Wanacki; Vítek - Parzyszek (2) - Banachewicz, Bagiński -Šimíček - Woźnica, Galant (2) - Garbocz - Witecki, Maćkowiak - Wołkowicz (2) - Matczak.
Trener: Jiří Šejba.
Unia: Zborowski (do 59:34); Dronia (4) - Gabryś, A. Kowalówka - Gallo, Piekarski - Połącarz, Wilczek; Říha - Modrzejewski (2) - Krajči, Wojtarowicz - Tabaček - Klisiak, Jakubik (2) - S. Kowalówka - Radwan, Adamus - Stachura - Sękowski.
Trener: Ladislav Spišiak.
O meczu napisali: | Mecz pokazali: | Protokół: |
3 razy skomentowano :
Mnie tam sie mecz podobal Tyszanie pod wzgledem taktycznym super ,a ze kibice Uni marudza nawet ich rozumie bo GKS nie pozwolil im(oswiecimskim hokeista) praktycznie na nic.
Ja niestety od wyrafinowanej taktyki wolę widowiskowość, a tą poza pierwszym meczem z MMKS-em tyszanie nie grzeszą. Ale jeśli w takim stylu doczłapią do mistrzostwa, to pewnie wszyscy o tym zapomną :)
zawsze lepiej brzydko wygrywac niz ladnie przegrywac,a widowiskowo wczoraj tez zagrali..w oslabieniu(Simicek) co powoli staje sie juz norma w Tychach.
Prześlij komentarz
Spodobało Ci się, masz uwagi, a może zauważyłeś jakiś błąd?
Proszę, zostaw komentarz :)