niedziela, 16 stycznia 2011

PLH: GKS Tychy - Cracovia Kraków (29 kolejka)

Ten mecz był najważniejszym spotkaniem dla obu ekip w sezonie zasadniczym. Obie drużyny były niepokonane w lidze od półtorej miesiąca, a sam pojedynek miał wyjaśnić niuanse bonusu i wskazać drużynę, która ma największe szanse na pierwsze miejsce w tabeli na koniec.

Po meczu wiemy, że bonusową wojnę wygrali przyjezdni, o pierwsze miejsce walka jeszcze potrwa, a gdyby w taki sposób rozgrywano połowę spotkań, to liga nie mogłaby opędzić się od sponsorów. Od początku widzieliśmy grę dwa razy szybszą i toczoną przy dwa razy większym zaangażowaniu niż na co dzień. Nie brakowało również ostrej, ale czystej walki ciałem, na której brak, narzeka się równie często jak na poziom techniki.

Już od pierwszej minuty intensywnie rozgrzewany, strzałami z niebieskiej Kotlorza, był Radziszewski.
W 5 minucie Parzyszek sprytnie wypuścił Vítka, a po trzech minutach Bagiński zwiódł Noworytę i nagrał krążek Gurazdzie, któremu zabrakło szczęścia.
Tyszanie rządzili na lodzie, przeprowadzając kolejne ataki, jak by zdając sobię sprawę z tego, że przy kłopotach w defensywie, gra z dala od własnej bramki będzie kluczem do sukcesu.
Nie zawsze się to udawało, tak jak nie udało się to w 13 minucie, kiedy Rutkowski dostał krążek zza bramki, a że nie miał asekuracji, nie dał szans Sobeckiemu.
I kiedy po raz kolejny wydawało się, że kompleks Cracovii, ujawniający się od lat w najważniejszych pojedynkach, daje o sobie znać i tym razem, Bagiński po dynamicznej akcji posłał bombę w poprzeczkę, a krążek wpadł do siatki.
GKS-owi szczęście sprzyjało także później - brak zrozumienia przy zmianie skończył się przejęciem krążka przez Martynowskiego, po którego uderzeniu guma odbiła się od słupka i zatrzymał na linii, co potwierdziła analiza wideo.
Tercja zakończyła się prowadzeniem gospodarzy, po bramce zasłużonej, choć zdobytej znów w szczęśliwych okolicznościach. Przy pierwszej próbie Woźnicy, obrońca przyblokował mu kij uniemożliwiając tym samym strzał. Radziszewski jednak myślał, że tyski napastnik strzelił i złożył się do obrony. Poprawka zupełnie go zaskoczyła i między parkanami wpadła do siatki.

Na następnego gola musieliśmy czekać do ostatnich sekund drugiej tercji, nie znaczy to jednak, że przez dwadzieścia minut nic się nie działo.
Cracovia, głównie za sprawą braci Laszkiewiczów coraz groźniej kontrowała, a Sobecki po obronie jednego uderzenia musiał błyskawicznie sparować dobitki, co czynił bez zarzutu, wynik był więc dalej korzystny dla miejscowych.
W 32 minucie Bagiński uderzył w słupek, ale tym razem nie miał tyle farta co wcześniej.
W czasie pierwszego osłabienia tyszanie dzielnie się bronili i dopiero przed jego końcem, kiedy z krążkiem minął się Parzyszek, kapitan Cracovii z bliska mógł poszukać sposobu na miejscowego golkipera. Nie znalazł. Tak samo jak Kłys, którego uderzenie, Sobecki niczym w piłce nożnej, sparował nad poprzeczkę.
Kibice bili jeszcze brawa, kiedy Witecki błyskawicznie ruszył z kontrą i wystawił "patelnię" środkowemu pierwszego ataku. Radziszewski zdążył pokryć długi słupek, lecz krążek ostatecznie znalazł się w siatce.

Podwójne osłabienie, które GKS sprezentował sobie sam, było szansą, z której Cracovia musiała skorzystać, by wrócić do gry. Sekundy ciągnęły się jak godziny, kiedy Sobecki bronił uderzenia z daleka Kłysa i z bliska Daniela Laszkiewicza, ale w końcu skapitulował. Co się nie udało starszemu, wyszło młodszemu i w 43 minucie Leszek Laszkiewicz spod niebieskiej mierzonym strzałem zmniejszył straty.
Gospodarze jednak ponownie odskoczyli, a duża w tym zasługa Vítka, którego rozegrania Witecki nie mógł nie wykorzystać.
Po tym golu miejscowi coraz rzadziej atakowali, pozwalając grać Cracovii swoje. Taka taktyka nigdy nie przynosiła niczego dobrego, a jakiekolwiek prowadzenie można roztrwonić w dużo szybszym czasie, niż zostało dziś do końca meczu. Tyszanie jednak już zapomnieli chociażby o pierwszym pojedynku finałów sprzed dwóch lat i kolejny raz dopadł ich pech, a także, czy może przede wszystkim, zbytnia pewność siebie.
Odliczanie wsteczne zemściło się bardzo szybko - Dvořák zaskoczył tyskiego golkipera podczas przewagi i zwycięstwo coraz szybciej wymykało się z rąk - Witkowski ostemplował słupek, a Słaboń minął się z krążkiem najeżdżając na pustą bramkę.
Kontrolująca wydarzenia na tafli drużyna z grodu Kraka walczyła do końca, a kiedy Radziszewski zjechał z lodu, za sprawą Leszka Laszkiewicza doprowadziła do wyrównania.

Kilkanaście sekund po rozpoczęciu dogrywki mogło być po meczu - Kostuch pognał sam na sam z bramkarzem, ale Sobecki na spółkę z goniącym Kotlorzem zatrzymali krążek na linii. GKS takich okazji w dodatkowym czesie gry nie miał, a indolencja strzelecka miała ciąg dalszy w karnych. Tylko jedno trafienie, odpoczywającego przez pięć minut Słabonia, wystarczyło więc do wygranej i pogłębienia miejscowych kompleksów.

29 kolejka, 16.01.2011

GKS Tychy - Cracovia Kraków
4:5k. (2:1; 1:0; 1:3, 0:0, k.0:1)

0-1 (12:12) Rutkowski - Piotrowski - Witowski
1-1 (13:53) Bagiński - Woźnica
2-1 (19:26) Woźnica - Csorich
3-1 (38:27) Parzyszek - Witecki - Galant
3-2 (42:53) L. Laszkiewicz - Kłys - D. Laszkiewicz (w przewadze 5/3)
4-2 (45:12) Witecki - Vítek - Kotlorz

4-3 (50:51) Dvořák - Kostuch (w przewadze 5/4)
4-4 (59:21) L. Laszkiewicz - D. Laszkiewicz - Kłys (wycofany bramkarz)
4-5 (65:00) Słaboń (karny)
strzelone: Słaboń;
nie strzelone: Garbocz, Paciga, Witecki - Kostuch, L. Laszkiewicz.


Odśwież stronę (F5) jeśli diagram się nie pojawi.

Widzów: 2000.
Strzały: 40 - 37 (18:7, 14:11, 6:12, 2:7).
Kary: 8 (w tym 2 min. kary techn.) - 4 min.
Sędziowali: Meszyński - Madeksza, Matlakiewicz.

GKS Tychy: Sobecki; Kotlorz - Gwiżdż, Mejka - Jakeš (2), Śmiełowski - Csorich; Vítek - Parzyszek (2) - Witecki, Bagiński (2) - Šimíček - Woźnica, Galant - Garbocz - Krzak, Gurazda, Paciga.
Trener: Jiří Šejba.


Cracovia: Radziszewski (do 58:45 i od 59:21); Wajda - Kłys, Dulęba (2) - J. Raszka (2), Noworyta - Guzik, Landowski - Wilczek; L. Laszkiewicz - Słaboń - D. Laszkiewicz, Martynowski - Dvořák - Kostuch, Piotrowski - Rutkowski - Witowski, Kosidło.
Trener: Rudolf Roháček.


O meczu napisali: Mecz pokazali: Protokół:

4 razy skomentowano :

Unknown pisze...

Po raz kolejny tyszanie pokazali, że przy wyższym prowadzeniu się rozluźniają i nie potrafią grać na 100% do końca. Po raz kolejny Cracovia wypunktowała nas w ostatnich chwilach (tu nie muszę chyba przypominać pamiętnego finału 2009). Kolejna frajerska porażka, która może być brzemienna w skutkach. Bonus dla Cracovii i chyba już można gratulować im mistrzowskiego tytułu.

Adam pisze...

Pesymista z Ciebie ;p Poczekaj do finałów, na które specjalnie weźmiesz wolne, żeby potem zobaczyć 16 sekund, które wstrząsnęły Tychami ;p Takich rzeczy się potem nie zapomina całe życie :>

Unknown pisze...

Taa odśnieżania stawów też nie i dni włoskich :D

Adam pisze...

A tak to byś ziewał z nudów po kolejnym mistrzostwie, dniach angielskich, czy graniu w nogę ;p

Prześlij komentarz

Spodobało Ci się, masz uwagi, a może zauważyłeś jakiś błąd?
Proszę, zostaw komentarz :)