sobota, 12 marca 2011

Ważne, żeby wierzyć do końca

Za kilkadziesiąt godzin rozegrany zostanie kolejny "ostatni" pojedynek obu drużyn. Po dwóch spotkaniach w Tychach, które różniły się jak dzień od nocy, wiemy tylko tyle, że... wszystko się może zdarzyć. Niby żadne odkrycie, ale jeszcze przed trzecim meczem, wcale nie było to oczywiste.
Tyszanie swoją grą w play-off nie zachwycali, ale za to stali się specjalistami od trudnych przypadków - w pierwszej rundzie porażka u siebie ze Stoczniowcem, a w półfinale przegrana, w ciężkich do zrozumienia okolicznościach, w Oświęcimiu.
Z obu tych opresji, które mogłyby wpędzić w kompleksy prawie każdy zespół, GKS wychodził jednak zwycięsko.

Podobnie ma się rzecz i w finałowych potyczkach - po dwóch meczach, w których poziom drużyny odzwierciedlają niespotykanie wysokie na tym szczeblu rozgrywek porażki, trójkolorowi wrócili do gry. Wygrywając po raz pierwszy w sezonie karne z Cracovią, pokazali, że nie są chłopcami do bicia, nawet jeśli gdzieś po drodze o tym zapomnieli i teraz zamiast polerować kolejne srebro w domu, czeka ich walka na wyjeździe.

Kraków jest miejscem szczególnym, nie tylko w kulturze, czy historii naszego kraju, ale też w historii wzajemnej rywalizacji. To w grodzie Kraka kończył się bój o złoto w 2006, 2008 i 2009 roku. To tam jedna tercja potrafiła trwać 51 minut, to tam w 16 sekund tyszanie wypuścili zwycięstwo z rąk i to tam ponieśli sromotną porażkę 7:0 dwa play-offy temu i 8:1 w tym.
W 2006 roku Ślązacy w identycznej sytuacji (po trzech porażkach - bonus traktowany jest wszak jak ona, wygrali po karnych) nie dali rady odwrócić losów rywalizacji i Cracovia stulecie klubu świętowała tytułem.
W tym roku to w Tychach obchodzona będzie okrągła rocznica. Kiedy więc zacząć wyrównywać stare rachunki, jak nie teraz?

Co prawda jeszcze żaden zespół przegrywając 3:1, nie był w stanie się podnieść, ale hokeiści z Tychów już raz wygrali w finale cztery spotkania pod rząd, o czym doskonale pamiętają chociażby Woźnica i Bagiński, natomiast Pasy cztery razy z rzędu zjeżdżały pokonane (rok temu z Podhalem). Czy Ślązacy wbrew statystyce i zdrowemu rozsądkowi zaczną pisać własną historię?
Czy rzeczywiście szykowana forma przyszła w ostatnim momencie, czy jak chcą niektórzy, zwycięstwo to efekt chłodnej kalkulacji, mającej na celu świętowanie tytułu na lodowisku przy Siedleckiego?

GKS nie ma nic do stracenia, a sporo do udowodnienia. Przed sezonem dyrektor Pawlik mówił, że widzi w tej drużynie ten sam błysk, co w zakończonym na mistrzowskim tronie 2005 roku. Czy tak jak wtedy, sen stanie się jawą?
Fani w to wierzą, sami zawodnicy też zaczęli. A wiara... wiara przenosi góry.
Dowodem na to jest film poniżej:

0 razy skomentowano :

Prześlij komentarz

Spodobało Ci się, masz uwagi, a może zauważyłeś jakiś błąd?
Proszę, zostaw komentarz :)