środa, 11 maja 2011

Karol Pawlik: Drużyna istniała tylko dzięki miastu

- Cele były wyższe, ale plan finansowy, który założyliśmy sobie przed sezonem, przez kryzys musiał zostać skorygowany - rozmowa z dyrektorem GKS-u Tychy o zdobytym srebrze, sytuacji finansowej w klubie, wejściu do spółki i zmianach w drużynie.

- Jeśli mielibyśmy zamienić się miejscami i to Pan pisałby o tym sezonie, to jakiego tytułu by Pan użył?

- Sukces w trudnym momencie. Chyba najtrudniejszym w mojej pracy w klubie. Do tej pory drugie miejsce było zawsze traktowane jako porażka, był niedosyt. Natomiast teraz, nawet zawodnicy w rozmowach przyznają, że biorąc pod uwagę względy organizacyjne i finansowe było to duże osiągnięcie.

- Przed sezonem cele były wyższe. Co w takim razie zmieniło się w trakcie jego trwania, że na koniec możemy mówić o sukcesie?
- Cele były wyższe, ale plan finansowy, który założyliśmy sobie przed sezonem, przez kryzys musiał zostać skorygowany. Sponsorzy, którzy dotychczas nas wspierali, zmniejszyli bądź przestali w ogóle finansować hokej. Dlatego musieliśmy weryfikować założenia w trakcie trwania rozgrywek. Musimy pamiętać, że w sporcie liczymy cały czas sezonami, tymczasem firmy tworzą budżety w styczniu, w 3-4 miesiącu grania ligi i tutaj pojawiło się zachwianie. Były już nawet prowadzone rozmowy o zrezygnowaniu z usług kilku znaczących zawodników. A to przełożyło się na nerwowe sytuacje w drużynie, których było o wiele więcej niż dotychczas. Ale chwała chłopakom, że wytrzymali i doprowadziliśmy do drugiego miejsca, co było ukoronowaniem naszych starań.

- Są w takim razie jeszcze jakieś zadłużenia?
- Są, ale to wynika z harmonogramu, który sobie założyliśmy. Dzięki znacznej pomocy miasta, część zadłużenia już została zawodnikom spłacona. W latach poprzednich były to dotacje i stypendia. W tym roku stypendia zostały wycofane, ale w zamian przyznano bardzo wysoką dotację. Dostaliśmy również Nagrodę Prezydenta, co pozwoliło na dokończenie ostatniego sezonu (odpowiednio 700 i 350 tyś. - dop. red.).

- Na szczęście obyło się bez takiego dramatycznego apelu jak w tamtym roku na obradach rady miasta…
- Radni i Prezydent Dziuba znacznie lepiej poznali nasze problemy. Baliśmy się, że proces legislacyjny podjętej przez Radę Miasta uchwały, znacznie się wydłuży i w efekcie będziemy zmuszeni czekać na środki kilka miesięcy. Ale tak się nie stało, w czym niewątpliwa zasługa Prezydenta Andrzeja Dziuby, Radnych i urzędników Urzędu Miasta w Tychach. Chciałem wszystkim, którzy się do tego przyczynili, podziękować. Można powiedzieć, że tylko dzięki miastu drużyna w ogóle istniała i mogła dokończyć sezon.

- Teraz powstaje spółka i z rozmowy wynika, że nie macie właściwie wyjścia, żeby do niej nie przystąpić?
- Spółka została powołana w dwóch celach, do budowy stadionu oraz przejęcia kontroli nad funkcjonowaniem profesjonalnych klubów w naszym mieście. Jeśli chcemy, żeby w Tychach był sport na odpowiednim poziomie, to przystąpienie do niej jest koniecznością. Dwunastego maja odbędzie się "ostatni akt" stowarzyszenia, Walne Zebranie Członków, na którym podziękujemy dotychczasowym władzom - prezesowi Skowrońskiemu i zarządowi za sukcesy, których w ostatnim okresie było wiele. Będzie też głosowanie nad uchwałą o przystąpieniu stowarzyszenia do spółki. Perspektywy są ciekawe. Spółka ma czas na to, żeby stworzyć produkt, by po kilku latach, mieć taki potencjał i markę, aby móc sprzedać pakiet akcji sponsorowi. Duże znaczenie będzie miał fakt, że będziemy dysponować bardzo ładnymi, nowoczesnymi obiektami.

Obecny zarząd odchodzi, ale wywalczone trofea zostają.
- W Nowym Targu Pan Wojas też zarządzał spółką, nie mógł liczyć za bardzo na wsparcie ze strony miasta i wszystko upadło. Czy to jest jedyna recepta? Czy w ogóle w tych realiach klub może funkcjonować bez pomocy miasta?
- Są dwie drogi. Albo klub funkcjonuje dzięki fascynacji hokejem takich osób jak pan Wojas, profesor Filipiak, czy pan Klęczar, którzy finansują hokej z prywatnych pieniędzy i takie zachowanie jest godne podziwu, albo pomagać musi miasto. Jak widać po reszcie klubów, jeśli miasto nie daje zielonego światła dla sportu, klub jest bez szans na normalne funkcjonowanie. Nie ma już innych dróg. Kluby nie utrzymają się z biletów, karnetów czy mniejszych sponsorów. Bez wyraźnego wsparcia miasta i ustanowienia jasnych reguł finansowania sportu wyczynowego, kluby będą miały ogromne problemy finansowe. Należy podkreślić jednoznacznie, że polski hokej funkcjonuje tylko i wyłącznie dzięki takim osobom jak sponsorzy Cracovii, Unii jak również Prezydenci Tychów,Torunia czy Sosnowca.

- W naszym środowisku jest ostatnio boom na spółki. W Toruniu została założona, żeby odciąć się od długów, Stoczniowiec założył spółkę prywatną, ale wyciąga rękę po pieniądze od miasta. Jak będzie to wyglądało w Tychach?
- Już chodzą głosy, że jesteśmy pionierami w tworzeniu nowego systemu funkcjonowania sportu wyczynowego w Polsce. Dzwonią do nas przedstawiciele innych miast i klubów z zapytaniami dotyczącymi szczegółów zmian. Toruń miał o tyle łatwiej, że odciął się od długów poprzedników. Mógł to zrobić, ponieważ nie wiązało się to z degradacją. Wg regulaminów związkowych aby pozostać na tym szczeblu rozgrywek, musimy przejąć wszystkie zobowiązania. Pewne jest więc, że wszystkie długi stowarzyszenia, będą spłacone. Najważniejsza będzie stabilizacja, czyli pewność finansowania przez najbliższe lata.
Ale pojawi się jeszcze jeden problem, który wynika z Ustawy o Sporcie. W momencie pojawienia się przynajmniej połowy klubów, działających na zasadach spółek akcyjnych, PZHL będzie zobligowany do powołania ligi zawodowej. Istnieje możliwość, że już w tym roku 6 klubów będzie działało w taki sposób.

- Spółka będzie także zajmować się pozyskiwaniem sponsorów?

- Sama sekcja już nie będzie tego robić. Do tej pory robiło się tu wszystko i w efekcie nie było określonych odgórnie kwot np. na marketing tak, jak to jest w Krakowie czy w Oświęcimiu. Wielokrotnie trzeba było dokonywać trudnych wyborów czy przeznaczyć pieniądze np. na sprzęt, czy jakąś akcję promocyjną. Teraz cały plan marketingowy przygotowuje spółka i to ona ma budować nowy produkt, jakim będzie "Tyski Sport".

- Podobno zawodnicy mają podpisywać nowe umowy w związku z wejściem do spółki i będą to kwoty mniejsze.
- Niektórzy dostaną propozycję niższych kontraktów, inni takich samych lub trochę większych. Całość budżetu powinna być jednak podobna. Zmianą natomiast będzie to, że pieniądze będą teraz regularnie przelewane na konta zawodników. Zmieni się również system wynagradzania, na bardziej motywacyjny.

- Co tak naprawdę zmieni się dla zwykłego kibica?

Nad tym również będzie pracować komórka marketingowa w spółce. Sam osobiście mam kilka pomysłów jak np. sektor dla dzieci. Wielu dorosłych kibiców nie może przyjść na mecz, ponieważ nie mają co zrobić z dziećmi. Niech w ten sposób tworzy się nowa grupa kibiców GKS-u. Powinna zwiększyć się promocja w szkołach i w dzielnicach obrzeżnych. Nazwa zostanie bez zmian. O GKS-ie Tychy będziemy mówić dalej. Mogę zapewnić kibiców, że tradycyjny herb również pozostanie.

- Rozmowa o finansach i o spółce zdominowała wywiad, ale wróćmy teraz do strony sportowej i do tego co było w minionym sezonie. Jest coś, co można było zrobić lepiej, gdzie popełniono błędy?
- Uszczupliła nam się kadra. Ze względów osobistych Tomek Proszkiewicz poprosił o rozwiązanie kontraktu, chciał wrócić do siebie. Z perspektywy czasu widać, że należało się zastanowić nad sensem rezygnacji z Tomka Wołkowicza, ale ostateczną decyzję w tej sprawie podejmował trener Šejba. Stwierdził, że taka ilość zawodników wystarczy mu do walki o medale. Później mieliśmy ograniczone możliwości, bo nie chcieliśmy pogłębiać dziury w budżecie, czym zamknęliśmy sobie drzwi do ewentualnych transferów. Trzeba przyznać, że w ostatecznym rozrachunku min. krótka ławka przyczyniła się do przegranej w finale z Cracovią.
Dużym problemem zawodników były też problemy z motywacją. Jeżeli przez kilka miesięcy ciągną się problemy finansowe, to po jakimś czasie rodzi się frustracja. Chłopcy mają swoje zobowiązania, mają rodziny, kredyty. Brak płynności finansowej w znaczny sposób wpłynął demobilizująco na zawodników.

Puchar za drugie miejsce. Ten nie jest z plastiku.
- Jak podsumuje Pan poprzednie okienko transferowe?
- Zaskoczyło nas wprowadzenie tak wysokich sum za transfer definitywny i czasowy. Nie ma tylu pieniędzy w polskim hokeju. Zmusiło to nas do redukcji planów. W tym roku jest trochę inaczej. Spółka daje nam stabilizację, ale i wymaga określonych wyników. Dlatego też musimy zmienić nieco oblicze drużyny. Myślimy kilka lat do przodu.
Będziemy starali się też namówić do zmian w szkoleniu młodzieży. Trzeba powiedzieć sobie wyraźnie, że tyski sport młodzieżowy w hokeju na lodzie jest na bardzo niskim poziomie. Jest jeden rodzynek czyli grupa Tyskich Lwów, która powinna być wzorem dla wszystkich grup naborowych.
Podsumowując poprzedni rok trzeba stwierdzić, że dokonaliśmy słusznych transferów. Ze względów finansowych szukaliśmy tylko zawodników wolnych. Zarówno Marian Csorich jak i Josef Vítek wprowadzili do drużyny nową jakość. Marian szczególnie w sezonie zasadniczym pokazał, że można na niego stawiać i jeśli jest w dobrej dyspozycji fizycznej, to jest mocnym punktem obrony. Josef miał trudny okres aklimatyzacji, minęło parę miesięcy zanim zaczął grać swój hokej. Odszedł, bo czasami lepiej sobie powiedzieć, że na kogoś nas po prostu nie stać. Zwłaszcza, że w ten sposób przyczynilibyśmy się do dalszego niszczenia rynku transferowego. Natomiast Roman Šimíček to klasa sama w sobie. Podbudował niektórych zawodników mentalnie. To, że mogli z nim grać Michał Woźnica i Adam Bagiński wyzwoliło w nich dodatkową energię. Był również dobrym duchem w szatni, potrafił powiedzieć parę takich rzeczy, których nie może powiedzieć np. trener. To jest bezcenne i czasami nawet ważniejsze niż to, co robi na lodzie.

- W którą stronę GKS będzie teraz zmierzał?
- Dzień po finale powiedzieliśmy sobie, że trzeba zmienić drużynę i wpuścić nieco świeżej krwi. Postawa drużyny dała nam sygnał do zmian. Kolejny sezon stagnacji nie dałby gwarancji wejścia do strefy medalowej. Zawsze chcieliśmy być i za trenera Matczaka byliśmy, uznawani za drużynę walczaków, nigdy nie odpuszczaliśmy i chcemy do tego wrócić. Rozmawiamy z zawodnikami, którzy prezentują właśnie taki charakter i walczą do samego końca.

- Planujecie podobny hit transferowy jak sprowadzenie Romana Šimíčka?

- Już dokonaliśmy znaczących transferów, a być może jeszcze dojdzie do dwóch, trzech zmian.

- Jak podsumuje pan współpracę ze sztabem szkoleniowym?
- Osobiście uważam Šejbę za dobrego trenera. Wprowadził do drużyny nowe zasady. Szkoda, że nie udało nam się dogadać, ale nie byliśmy w stanie przebić oferty z Czech. Tam ma większe perspektywy i był to dla niego awans. Jestem przekonany, że obecny sztab trenerski jest głodny sukcesów i zrobi wszystko, aby je odnieść.

- Przed sezonem rozmawialiśmy o turnieju międzynarodowym, jest to nadal aktualne?
- Będę przekonywał dział marketingu do zorganizowania takiego turnieju. Ale teraz najważniejsze jest jak najszybsze przekazanie sekcji do spółki i nad tym teraz pracuje wielu ludzi. Pamiętajmy, że do końca maja należy składać dokumenty niezbędne do otrzymania licencji. Jeżeli sprawnie przejdziemy te procedury, będziemy zastanawiać się nad m.in. obchodami 40-lecia klubu. Z drugiej strony to też trochę symboliczne, że w 40. rocznicę powstania klubu dokonują się takie zmiany w tyskim GKS-ie.

0 razy skomentowano :

Prześlij komentarz

Spodobało Ci się, masz uwagi, a może zauważyłeś jakiś błąd?
Proszę, zostaw komentarz :)